Dzisiaj przypada w Sanktuarium Niedziela Fatimska. Uroczystościom fatimskim przewodniczył J. E. Ks. Bp Sławomir Oder z Gliwic.
Tekst homilii fatimskiej
Umiłowani w Chrystusie Siostry i Bracia!
Gromadząc się wokół ołtarza Chrystusowego w Narodowym Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Zakopanem, wybudowanym jako votum za ocalenie życia papieża Jana Pawła II po zamachu z 13 maja 1981 roku, mocno czujemy bliskość Maryi. Ona zawsze jest z Jezusem i prowadzi nas do swego Syna. Przynagla nas do podjęcia na nowo jej przesłania płynącego z Fatimy, wzywającego nieustannie do modlitwy, pokuty i nawrócenia.
Maryja jest tą, która z wielką pokorą, w cieniu swego Boskiego Syna, pełna matczynej miłości zachęca nas, aby wsłuchać się w Jego słowo i uczynić je naszym duchowym pokarmem i drogą nawrócenia. Jak w Kanie Galilejskiej, świadoma naszych potrzeb i wyzwań, wobec których stajemy, powtarza nam swoje zaproszenie: „Uczyńcie wszystko co mój Syn wam powie!”
Poprośmy zatem Maryję, tę, która z apostołami oczekiwała w Wieczerniku na dar Ducha Świętego, aby wyprosiła nam dzisiaj łaskę zrozumienia i przyjęcia słowa Jej Syna, jako słowa życia.
Dzisiejsza ewangelia stanowi zachętę, abyśmy odkryli na nowo misyjne powołanie wspólnoty Kościoła.
Jak usłyszeliśmy przed chwilą, „Jezus przywołał do siebie Dwunastu i zaczął rozsyłać ich po dwóch”. Dlaczego po dwóch? Bo pierwszym środkiem przekazu istoty Dobrej Nowiny jest wspólnota miłości. Tylko w relacji międzyosobowej można przeżyć i dać świadectwo przesłaniu o chrześcijańskiej miłości. To prawdziwa miłość najpiękniej mówi o Ewangelii. Czysta, piękna, ujmująca w swojej prostocie. Prawdziwa miłość chrześcijańska nie potrzebuje słów komentarza czy jakichś specjalnych środków materialnych dla swego wyrazu. „Popatrzcie jak on się miłują!” To właśnie w stylu życia i w sposobie budowania wzajemnych relacji pierwszych chrześcijan świat rozpoznawał Jezusa i Nim się zachwycał. To miłość wzajemna, która jest przelewającą się z wnętrza człowieka miłością doświadczoną od Boga, powinna kroczyć przed słowami, nauczaniem i przed stawianiem jakichkolwiek wymogów. Bez niej jakiekolwiek nauczanie nic nie znaczy. Wprost przeciwnie, wymaganie, narzucanie konkretnych zachowań czy straszenie konsekwencjami braku ich poszanowania, bez przykładu życia mogą się stać przyczyną zgorszenia i niezrozumienia ducha Ewangelii.
Zanim ich rozesłał, Chrystus powołał apostołów, aby poszli za Nim i uczyli się naśladować Go przebywając z Nim. Droga była im domem. Szkołą zaś była bliskość Chrystusa. Uczyli się Jego stylu bycia, zachowań, sposobu odnoszenia się do innych. Jego słowa stawały się ich mądrością i skarbem. Kiedy wypełnił się czas i nadeszła Jego godzina, dzień przed swoją Paschą, Pan Jezus, umywszy stopy uczniów, przekazał im swój testament: „Dałem wam przykład, abyście i wy tak czynili, jak ja wam uczyniłem” (J 13,15).
Jezus uczył swych apostołów tego, że On sam jest darem Ojca dla naszego zbawienia. On jest darem miłości Boga do człowieka i pragnie obdarować tą miłością wszystkich ludzi. Dlatego Kościół ze swej natury jest wspólnotą obdarowaną, która ma dzielić się ze wszystkimi darem wiary, nadziei i miłości. Ma ludziom wszystkich czasów nieść Jezusa Chrystusa. Takim szczególnym miejscem nieustannego obdarowania ludzi przez Boga jest Eucharystia. Tu Bóg nam daje Siebie, abyśmy Nim napełnieni, nieśli Go współczesnemu światu. Jak apostołowie mamy przebywać z Panem, pozwolić Mu kształtować nasze serca i całym życiem świadczyć o ty, że spotkaliśmy Go i doświadczyliśmy Jego miłości.
Bóg dał światu swojego Syna. To Jezus jest prawdziwym darem dla człowieka. To Nim Bóg nas ubogacił. To przez Jego, Jezusowe uniżenie i ogołocenie aż do krzyża, Bóg powiedział jak bardzo nas kocha i do jakiego szaleństwa jest zdolny dla naszego zbawienia.
To właśnie dlatego Jezus wysyła swoich uczniów bez niczego. „Przykazał im, żeby nic z sobą nie brali”. To „nic” to jedyna rzecz, której Pan potrzebuje, aby działać i zniweczyć wszystkich nieprzyjaciół człowieka. To „ nic” to, to znak ogołocenia Jego krzyża, które odkupiło świat. Przez nie ubogacił nas we wszystko, aż do dania nam samego siebie. To ludzkie „nic”, to miejsce na przyjęcie samego Jezusa Chrystusa. Nie potrzeba wielkich środków materialnych czy technicznych by głosić Ewangelię. Ich nadmiar może nas przerosnąć i poprowadzić mylną drogą. My mamy nieść Chrystusa. My chrześcijanie, uczniowie Jezusa mamy dawać światu prawdziwy skarb i bogactwo, jakim jest Syn Boży! Aby to czynić potrzebujemy jedynie być pełni miłości Chrystusa i iść obok kogoś, komu tę miłość moglibyśmy okazać.
Tak dawniej, w czasach Jezusa, jak i dzisiaj istnieje niebezpieczeństwo utraty tej świadomości, niezrozumienia istoty przekazu ewangelicznego i pomylenia środków z celami. Jeśli tak się stanie to istnieje duże ryzyko, że zamiast budowania królestwa Bożego zbudujemy królestwo człowieka, gdzie prędzej czy później zapanuje logika zniewolenia, wykluczenia czy wreszcie zapomnienia o Bogu i opanuje człowieka zgubne przeświadczenie o swej samowystarczalności.
Dlatego Bóg przyszedł do ubogich. Dlatego urodził się w żłobie i chciał doświadczyć niedostatków, wygnania, niepewności, ogołocenia i poniżenia. Człowiek, który ma wszystko, myśli, że nie potrzebuje nikogo, niczego, nawet Boga. Człowiek, który nie ma niczego, jedyną nadzieję odnajduje w Bogu.
Dlatego faryzeusze mieli tak wielkie trudności z przyjęciem nauki Pana Jezusa. Uważali się, bowiem, za sprawiedliwych. Byli ludźmi, którzy w swym przekonaniu, w zasadzie nie potrzebowali Boga, bo to ich poprawność rytualna, wierność praktykom wynikającym z zachowania zasad prawa miały stanowić gwarancję zbawienia, miały być niejako tytułem prawnym dla wejścia do nieba. Dlatego właśnie ich serce, pełne przekonania o doskonałości, pozostawało zamknięty dla Chrystusa. Nie potrzebowali Jego słowa przebaczenia ani przesłania Bożego miłosierdzia.
Przeciwieństwem postawy faryzejskiej była postawa anawim, ubogich Izraela. To słowo oznacza tych, którzy poza Bogiem nie mieli innego wsparcia i innej pomocy. Bóg był ich nadzieję. Ich życie było oczekiwaniem na Boga. Ich serce było otwarte na Chrystusa i na jego słowo. Oni Go przyjmowali z radością.
Pan Jezus, wysyłając swoich uczniów w drogę bez niczego chciał, aby oni nieśli przesłanie Dobrej Nowiny własnym życiem. Oni sami mieli być owymi anawim, ubogimi, ubogaconymi jedynie Bogiem. Mieli być radosnymi i przekonującymi świadkami, tego, że Syn Boży jest spełnieniem wszelkich oczekiwań i tęsknot człowieka. Doskonałym przykładem takiego biblijnego ubogiego jest Maryja, Służebnica Pańska, która w swojej wielkiej pokorze i sercem pełnym wiary otworzyła siebie na działanie łaski. Całe jej życie stało się wielkim hymnem na cześć Boga bogatego w miłosierdzie, który uczynił Jej i przez Nią wielkie rzeczy. Maria śpiewała nieustannie Magnificat, a jej życie było głoszeniem radości zbawczego spotkania z Bogiem. Wyśpiewała ten hymn niosąc pomoc, przychodząc z posługą miłości do swej krewnej, podeszłej już wiekiem, oczekującej na narodzenie syna, Elżbiety.
Maryja jest pierwowzorem Kościoła niosącego światu przesłanie dobrej nowiny. Nie ma nic, poza Synem Bożym, którego niesie w swym łonie. Przekraczając próg domu Elżbiety, Maryja wnosi doń Jezusa. To On, swoją obecnością, napełnia Elżbietę radością, pokojem i nadzieją. Maryja zaś pozostaje naczyniem duchowym, z którego nieustannie przelewa się łaska.
Najpiękniejsze rozdziały historii Kościoła piszą święci. Są jak posłani przez Mistrza uczniowie, aby nieść światu przesłanie nadziei, głosząc własnym życiem i świadectwem miłości, że Jezus jest zbawicielem człowieka! Ich życie jest rzeczywistością, która lepiej niż cokolwiek innego wyraża tajemnicę Kościoła, przemawiające bez słów, jako żywe objawienie oblicza Chrystusa.
Są jak biblijni anawim, jak Maryja, która ubogacona obecnością Syna Bożego, napełniała świat zapachem Boga, całą sobą głosząc nadejście królestwa Bożego. Swoim życiem głoszą to co usłyszeliśmy dzisiaj w drugim czytaniu: „Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego, Jezusa Chrystusa; On napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich – w Chrystusie. W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem.”
Historia świętego Jana Pawła II to także historia anawim, ubogiego wobec Pana. Wybrał on Maryję jako towarzyszkę swojego życia. „Totus tuus”, to jego motto. Przywołanie opieki Maryi było wyrazem jego pragnienia, aby mieć serce ukształtowane na Jej wzór, gotowe Ją naśladować w przyjęciu woli Boga i otwarciu się na działanie Jego łaski, aby nieść ludziom Chrystusa.
Zamach z 13 maja 1981 roku w szczególny sposób naznaczył życie Jana Pawła II i pozwolił mu doświadczyć błogosławieństwa takiej postawy. Spojrzał śmierci w oczy, został pozbawiony wszystkiego poza swoją ufnością i wiarą w moc miłości Boga. To wydarzenie Jan Paweł II odczytywał przez pryzmat orędzia Fatimskiego. Jeszcze będąc w szpitalu poprosił o dokumenty dotyczące objawienia. W świetle tych słów odczytał na nowo swoje własne życie i to co się działo wokół niego: świat musiał na nowo otworzyć się na Boga, musiał na nowo przyjąć postawę anawim. Ludzie, aby przetrwać potrzebują Boga. Muszą na wzór Maryi otworzyć swoje serca na Jego łaskę, na jego zbawczy plan, muszą zrozumieć Jego wolę i odpowiedzieć na nią tak jak Maryja: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według Twego słowa!”. Orędzie fatimskie jest w swej istocie zaproszeniem do przezwyciężania ludzkiej pychy, ludzkiego przekonania o własnej samowystarczalności. Człowiek który wyklucza Boga i stawia siebie na jego miejscu odrzuca Boże zbawienie, sieje wokół siebie śmierci, gardzi bliźnim, doświadcza samotności a w końcu popada w czarną rozpacz i kroczy drogą samounicestwienia. Przykładem tego były straszne systemy ateistyczne XX wieku: komunizm i faszyzm. Podobne niebezpieczeństwo niosą ze sobą dzisiejsze czasy pełzającego ateizmu, który niszczy wszelkie wartości i każe człowiekowi ze wszystkiego czerpać tylko przyjemność bez podejmowania odpowiedzialności za swe wybory.
Dzieci z Fatimy, przez jedną straszną chwilę zobaczyły skrajne konsekwencje tej ludzkiej postawy. Miały przerażającą wizję piekła. Bóg poprzez przesłanie fatimskie przekazane świętym Pastuszkom, wskazuje drogę do zbawienia, drogę powrotu do Boga. Poświęcenie się Niepokalanemu Sercu Maryi otwiera ponownie ludzkość na obecność Boga. Stawia ponownie Boga w centrum naszego życia. Rodzi nadzieję.
Jan Paweł II pragnął poświęcić świat Niepokalanemu Sercu Maryi. Sam ułożył modlitwę, która miała być odmówiona 7 czerwca 1981 r. w uroczystość zesłania Ducha Świętego w rzymskiej bazylice Matki Bożej Większej. Nie mógł w tym akcie uczestniczyć osobiście ze względu na zamach, dlatego powtórzył akt zawierzenia rok później, podczas pielgrzymki dziękczynnej do Fatimy, 13 maja 1982 r. Po raz kolejny jeszcze, 25 marca 1984 r., w dniu Zwiastowania zawierzył Maryi i Jej Niepokalanemu Sercu wszystkie narody świata. Ojciec Święty pragnął także ujawnić tajemnice Fatimska. Miała to być przestroga przed odrzuceniem Boga przez ludzi i zaproszeniem do osobistej odpowiedzi na wezwanie Maryi, aby przez modlitwę i pokutę postawić tamę szerzącemu się złu.
Drodze Siostry i Bracia!
Od chwili zamachu przez kolejne lata życia i postępującą chorobę Jan Paweł II był stopniowo pozbawiany wszystkiego, utracił nawet swój głos. W ostatni Wielki Piątek przed śmiercią widzieliśmy go – pielgrzyma kończącego swą wędrówkę – opartego o krzyż Chrystusa, jakby z Nim zrośniętego. I w tej całkowitej słabości jawił się prawdziwym gigantem ducha, bo jego jedyną nadzieją był Chrystus i miłosierdzie Boga, udzielone nam na przez jego Krzyż. W ów ostatni Wielki Piątek stanął wobec świata z całą swoją słabością ludzkiej kruchości. Stanął z owym „nic”, aby ukazać potęgę krzyża Chrystusowego i moc Jego Ewangelii.
Każde kolejne pokolenie chrześcijan jest wezwane, aby kontynuować misję Kościoła.
I my mamy naśladować uczniów, których Mistrz wysyła na drogi współczesnego świata, aby „wzywać go do nawracania się, aby wyrzucać złe duchy, aby chorych namaszczać olejem nadziei i nieść uzdrowienie”.
Misyjność Kościoła, nie jest zadaniem wąskiej grupy wybranych. Tak wielu z nas i dziś się tłumaczy, że to wezwanie nie jest dla nich. Inni są lepsi, inni mogą więcej, są lepiej przygotowani, mają więcej środków i lepsze zaplecze materialne.
Może tak myślimy, bo tak wygodniej, bo nie trzeba porzucać komfortu własnego domu. A może raczej nie potrafimy otworzyć swego serca na przesłanie płynące z krzyża? Nie zrozumieliśmy miłości, jaką Bóg nas umiłował i wielkości daru, jakiego nam udzielił. Zamykamy nasze serca i nie potrafimy dzielić się tym, co sami otrzymaliśmy.
A Bóg nas posyła, abyśmy nieustannie odnawiali oblicze ziemi i nieśli światu prawdę o zbawieniu w Chrystusie. Tylko ludzie odważni, potrafiący odróżnić znaczenie prawdziwej miłości, wyrażonej w krzyżu Zbawiciela od jej niezliczonych falsyfikacji, mogą tego dokonać.
Tak jak św. Jan Paweł II, na wzór Maryi bądźmy ludźmi otwartymi na dar łaski, na obecność Boga. Niechaj i w naszym programem i drogą do świętości będzie postawa ubogich Izraela, którzy całym sercem i całym życiem czynią wolę Boga i śpiewają hymn uwielbienia i niosą Go światu. Niechaj krzyż Chrystusa nieustannie przypomina nam o tym, kim jesteśmy w oczach Boga. Bądźmy znakiem miłości Boga do swego ludu. Amen!